Rozdział Ósmy "Mogę to rozłożyć,po to by przetrwać kolejny dzień."

 Otworzyłam ociężałe powieki,bardzo powoli,bojąc się rzeczywistości.Zegar wskazywał godzinę piątą trzydzieści.Skrzywiłam się,gdy tylko uniosłam ręke.Mój bolący i pocięty nadgarstek,przyniósł mi wczoraj ulgę.Ten cały psychiczny ból,który nagromadził się wewnątrz mnie,siedział teraz w pociętym nadgarstku,który już mogłam znieść.Byłam w stanie pójść do szkoły i jakoś normalnie funkcjonować.Tamtej nocy,gdy ciągnęłam żyletką po skórze,zjawił się Gabriel.Prosił mnie,niemal błagał bym przestała,ale przegoniłam go,po prostu kazałam mu się wynosić z mojego życia.I posłuchał,znikł.Widziałam,że łzy spływały mu po policzkach,ale nie tylko jemu,mi też.Płakaliśmy oboje.Tak naprawdę,pierwszy raz widziałam go w tak załamanym i bezsilnym stanie.Nie mógł mi pomóc,wiedziałam to.
Wzięłam prysznic,ogarnęłam włosy i postarałam się zrobić nieco lepszy makijaż,żeby zakryć worki pod oczami.Miałam wielką nadzieje,że dzisiejszy dzień będzie lepszy.Owinęłam bandażem nadgarstek,na którym wczoraj się wyżyłam.Nadal bardzo mnie bolał.
Wyszłam z pokoju już gotowa.Powoli i cicho zeszłam na parter,by pójść do kuchni w której zastałam swojego  brata.Siedział przy blacie kuchennym i jadł tosta z szynką.
-Cześć. - Odezwałam się.
-Oh,Clarie.Hej - Powiedział z pełną buzią jedzenia.
-Smacznego. - Powiedziałam,a ten skinął wdzięcznie głową.
-W końcu się widzimy.Unikasz mnie? - Zapytał.
-Może. - Usiadłam obok niego.
-Clarie,przepraszam...
-Jest okay. - Przerwałam mu. - Możemy już o tym zapomnieć?
-Tak byłoby najlepiej,ale...Nie gniewaj się już - Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Już się nie gniewam.Mogłam ci od razu powiedzieć o tym. - Przyznałam.
-Byłem wściekły,bo pomyślałem,że potraktował cię jak pierwszą lepszą. - Wyznał z pogardą. - A jesteś moją siostrą i nie chciałbym,żeby...Ktokolwiek,traktował cię jak jakąś ostatnią szmatę. - Wyjaśnił szybko. - Źle to wszystko odebrałem,wybacz mi.- Dodał i spuścił wzrok.Widziałam,że żałuje. - Zachowałem się jak dupek.Przepraszam. - Szepnął.
-W porządku.Już nie jestem zła. - Mruknęłam szczerze.
-Czujesz coś do niego? - Spytał po chwili.
-Chyba już mi minęło. - Odrzekłam niepewnie. - Rozmawiałam z Zayn'em,wyjaśniłam sobie wszystko z nim. - Zayn wyjechał do Europy,ale zadzwonił do mnie.Przeprosił i powiedział wiele miłych słów,które sprawiły,że było mi łatwiej pogodzić się z tym,że nic nigdy między nami nie będzie.Musiałam zaakceptować jego wybór.Uszanować to,że nie zawsze jest tak,jak byśmy chcieli.Zayn twierdził,że mu się podobałam,ale nasz pocałunek nie powinien mieć miejsca.Może dlatego,że nasza relacja była zbliżona do relacji mojej z Luk'iem?
-To dobrze.Zayn....Nie jest typem faceta dla ciebie.Uwierz mi,wiem co mówię. - Zapewnił mnie.Czy Zayn też to wiedział? Jeśli wiedział,to czemu mnie pocałował i pozwolił zrodzić te uczucie? - Znajdziesz kogoś,kto jest odpowiedni dla ciebie,Clarie.
-Tak,pewnie masz rację. - Przytaknęłam.Niby pogodziłam się z tym,ale w środku nadal coś nie grało.Nadal czułam,że to wszystko było niesprawiedliwe.Miałam odczucie,że to ja zawiniłam,nie Zayn.Odwajemniłam pocałunek,łudząc się,że dla niego to naprawdę coś znaczyło.I być może znaczyło,przez pierwsze kilka sekund.Jestem idiotką,znowu.

Wchodząc do budynku szkoły ,naszło mnie dziwne uczucie.Wiele uczniów lustrowało mnie wzrokiem,a ja nie znałam powodu dlaczego.Zauważyłam Cindy,od razu powędrowałam w jej stronę.Czułam,że wiele osób szepta na mój widok,nie miałam pojęcia,co sie dzieje.
-Cindy! - Zawołałam ją,ale ta spojrzała na mnie i odwróciła się,gotowa do pójścia w inną stronę. - Cindy,poczekaj! - Dobiegłam szybko do niej z nieco z przyśpieszonym oddechem.
-Nie mam czasu,śpieszę się. - Mówiła szybko.
-Nie rozumiem.Co się stało? - Spytałam.
-Lepiej żebyśmy się już nie kumplowały. - Cindy szybko ominęła mnie i odeszła.Zmarszczyłam czoło,uważnie obserwując jak odchodzi.Poszłam do swojej szafki i wyjęłam z niej książkę z Języka Angielskiego.Weszłam do klasy,zajmując swoje miejsce w ławce.Zastanawiałam się nad dziwnym zachowaniem Cindy,która nawet nie raczyła zerknąć w moją stronę.Uczniowie szeptali coś do siebie,co chwilę czyjś wzrok padał na mnie,a ja nadal nie rozumiałam o co chodzi.Uniosłam głowę i zmierzyłam wzrokiem kilka osób,które na mnie spoglądały.Zobaczyłam,że po klasie kursuje jakaś koperta.Chłopacy wyraźnie rozbawieni tym,co w niej było.Z kolei dziewczyny nieco obrzydzone.Posyłały mi spojrzenie w stylu "O mój Boże,ale z ciebie idiotka.".Ostatnią osobą do której trafiła koperta,była Brittany Stone.Nie było dane mi zobaczyć,co się w niej znajdowało.Wysłałam jej pytające spojrzenie,a ta odpowiedziała szyderczym uśmiechem i schowała kopertę do plecaka.
-Clarie? Może masz ochotę na jakąś kolację z śniadaniem? - Zapytał roześmiany Matt.Kilka uczniów w klasie wybuchło śmiechem. - Będzie świetnie,co ty na to?
-Wal się Matt. - Odburknęłam,a do klasy weszła Pani Davis,rozpoczynając od razu nowy temat lekcji.Nie mogłam pozbierać myśli,czułam się dziwnie i nadal nie wiedziałam,czemu wszyscy wiedzą o czymś,o czym ja nie wiem.Ściskało mnie w żołądku.

-Brittany,musimy pogadać. - Zarządałam,gdy ta tylko wyszła z klasy.
-Jasne. - Odparła pewnym siebie tonem głosu.
-Miałaś kopertę.Pokaż mi,co w niej jest. - Nakazałam nieco już zniecierpliwiona.
-Cóż...Mam twoje zdjęcia. - Przyznała się z triumfalnym wyrazem twarzy.
 - Jakie zdjęcia? Pokaż mi je. - Poprosiłam.Ściskało mnie w żołądku,a ręce zaczęły drżyć.Brittany wyciągnęła kopertę i wcisnęła mi ją do rąk.Zwycięski uśmiech,nie znikał z jej twarzy.Pośpiesznie otworzyłam jej zawartość,ujrzałam zdjęcia.Moje obawy się potwierdziły.Czas stanął w miejscu.Moje pół nagie fotografie tkwiły w kopercie,która przeszła przez całą klasę.Popatrzyłam na Stone,w oczach stanęły mi łzy.
-Dlaczego to zrobiłaś? - Spytałam niedowierzając,że to się dzieje.
-Bo jesteś żałosna. - Wysyczała. - I łatwa.Łatwa dziwka. - Dodała lekko,jakby to było zwykłe nie raniące słowo,ale ja czułam się wdeptana w ziemię.
-Co ci takiego zrobiłam? - Zapytałam ocierając łzy z policzka.
-Wybacz,ale nie mam czasu na pogaduchy. - Stone mnie ominęła i poszła w głąb korytarza.Uciekłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie.Czułam,że upadam.Nie mogłam wrócić do klasy.Nie byłam w stanie tam wrócić.Zapłakana wykręciłam numer do Ryan'a.Nie odebrał.Spróbowałam znowu,tym razem się udało,odebrał,a ja usiłowałam coś z siebie wykrztusić.Od naszego zerwania nie telefonowaliśmy do siebie,więc dziwne było to,że w ogóle odebrał.Od czego miałam zacząć te rozmowę? Tak trudno było się odezwać.
-Halo? - Powtórzył po raz drugi.
-Ryan? Proszę porozmawiaj ze mną,nie rozłączaj się. - Poprosiłam zdesperowana.
-Clarie? Czemu dzwonisz? Co się stało? - Zapytał nieco zdziwiony.
-Muszę się z tobą spotkać.Proszę. - Wyszlochałam. - To bardzo ważne,Ryan.
-Yh...Teraz jestem w pracy. - Odparł.Nie wiem,czy chciał się spotkać,ale rozumiałam,że mógł nie być chętny.
-Ryan...Błagam. - Wykrztusiłam łamliwym głosem. - Błagam. - Powtórzyłam płacząc.Zgodził się.Kazał przyjść pod fabrykę w której pracował.

Wyszłam z szkoły,przez kilka godzin szwendałam się po okolicy.Wstąpiłam nawet do jednej z swoich ulubionych kafejek,zamówiłam sobie gorący napój i wyszłam z nim,kontynuując moją wędrówkę po okolicy.Wreszcie dotarłam pod fabrykę.Puściłam sygnał mojemu byłemu,czekając aż się pojawi na horyzoncie.Minęło kilka minut,a ja już widziałam Ryan'a,króry szedł w moją stronę.Wyprzystojniał i chyba nawet zaczął ćwiczyć na siłowni.Jego styl ubierania był wciąż taki sam,podobnie jak wyraz twarzy.Dużych zmian nie było,poza tym,że nie byliśmy już razem od kilku miesięcy.Ciekawe,czy przez ten cały czas, chociaż odrobinę za mną tęsknił.
-Cześć. - Odezwał się,zatrzymując jakiś metr ode mnie.
-Hej. - Wzięłam głęboki wdech.
-Więc....Słucham.Co takiego się stało,że musiałaś się spotkać? - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.Postawa wskazywała,że chciał załatwić to szybko.
-Dlaczego dałeś Brittany moje pół nagie zdjęcia? - Wycedziłam zirytowana,ale starałam się nie krzyczeć.
-Że co proszę? Nie dałem jej żadnych zdjęć. - Zaprzeczył oburzony moim oskarżeniem.
-Dałeś,Ryan. - Wciskałam mu. - Dziś w szkole pokazała je mojej klasie. - Wyznałam poruszona tym wszystkim,ale miałam prawo być zła o to wszystko.
-Nie dałem jej żadnych zdjęć.Pewnie znalazła je w moim laptopie. - Wyznał spokojnie.
-Że co? Nie usunąłęś ich!? - Uniosłam szybko ton głosu. - Ryan,jak mogłeś!? - Krzyknęłam.
-Nie denerwuj się.Porozmawiam z nią i usunę zdjęcia. - Obiecał,ale jakoś był mało przekonujący.
-Robisz mi na złość? Powinieneś był je usunąć! - Byłam wściekła. - Jack też je widział.Ktoś przysłał mi je do domu.Wiesz jakie to było krępujące dla mnie!?
-Wybacz,to nie moja wina. Usunę je. - Odparł cicho.Jego wzrok przeniósł się na samochód,który zatrzymał się na parkingu należącym do fabryki.Z auta wyszła Brittany.Zatrzasnęła drzwi i pośpiesznym krokiem ruszyła w stronę naszej dwójki.Nie wyglądała na zadowoloną.
-Hej skarbie. - Przywitała Ryan'a buziakiem w policzek. - Dlaczego rozmawiasz z tą szlują?
-Bo wkradłaś się do mojego laptopa. - Odpowiedział i popatrzył na swoją dziewczynę wzrokiem oczekującym wyjaśnień.
-Chodzi o te zdjęcia? - Uśmiechnęła się z satysfakcją.
-Zgłoszę cię na policję,Brittany! - Zagroziłam,co spowodowało,że ta wybuchnęła śmiechem.
-Nie bądź śmieszna.Ze mną nie wygrasz. - Uznała pewnie i popatrzyła na Ryan'a. - A ty co masz mi do powiedzenia? - Zaostrzyła głos,zwracając się do niego. - Myślisz,że zrobiło mi się miło,jak zobaczyłam,że trzymiesz pół nagie zdjęcia swojej byłej? - Poskarżyła się. - Ta dziwka nadal cię kręci? Nadal ci się podoba?? - Zasyczała.Złość w niej narastała,a ja już powoli zaczęłam rozumieć,co było powodem rozprzestrzenienia moich zdjęć.Nigdy bym nie przypuszczała,że Brittany Stone może być zazdrosna o mnie,ale tak właśnie było.Poczuła się zazdrosna i chciała zemsty.Poniekąt jej się to udało,ale...Czemu to trafiło mnie?
-Brittany,tłumaczyłem ci już,że między mną,a Clarie nic już nie ma. - Tłumaczył znużonym tonem.Chyba nie miał ochoty z nią dyskutować.
-To nie ma znaczenia! Nie miałaś prawa pokazywać innym tych zdjęć! - Fuknęłam do niej.
-Milcz szmato! - Szczeknęła. - Rozmawiam z nim,a nie z Tobą!
-Ale ona ma rację,Brittany. - Przyznał Ryan.Jego dziewczyna stała jak wryta i nie mogła uwierzyć w to,że jej chłoptaś nie stanął po jej stronie. - Nie jestem już z Clarie,ale to co zrobiłaś...Było przegięciem. - Zaznaczył ostatnie słowo. - Lepiej ją przeproś i cofnij to wszystko,bo nie wiem,czy mam ochotę być z kimś takim. - Po tych słowach Ryan rzucił mi przepraszające spojrzenie i odszedł,wracając do fabryki.Stone miała w oczach coś na wzór łez,ale nie uroniła ani jednej.Czuła się upokorzona.Zostawiłam ją tam samą i poszłam w stronę swojej dzielnicy.Czułam do niej żal,a co do Ryan'a? Cieszę się,że chociaż raz zgodził się z moim zdaniem.Może jego słowa przemówiły do Brittany,która w końcu odpuści.

Weszłam do domu i zjadłam coś na szybko.Mama zostawiła mi kartkę,że jest dziś dłużej na dyżurze,a Luk'a jeszcze nie było.Mój telefon zaczął wibrować,odebrałam połączenie z znajomego mi numeru,którego wcześniej musiałam nie zapisać.
-Cześć,Clarie.Tu Nathan Owson,dzwonię,bo byliśmy umówieni na korepetycje i...
-Dzień dobry, ja...Zapomniałam - Wyznałam szczerze.Przez to całe dzisiejsze zamieszanie,wypadło mi to z głowy. - Zupełnie zapomniałam. - Dodałam.
-W porządku.Jeśli chcesz to przyjdź,mam wolny wieczór,a warto poćwiczyć przed kartkówką. - Przypomniał mi.Zgodziłam się i już niecałe trzydzieści minut później,stałam pod jego drzwiami,które w końcu się otworzyły,a moim oczom ukazał się Nathan.
-Hej,cieszę się,że jesteś. - Oświadczył uśmiechnięty. - Wejdź. - Zaprosił mnie.Rozsiedliśmy się w salonie i przez jakąś godzinę ćwiczyliśmy zadania,które miały pojawić się na kartkówce.Czas z Owson'em sprawiał,że chociaż na trochę mogłam odetchnąć od moich problemów.Głupia chemia,a sprawiała,że zapominałam o problemach,a może....To nie chemia? Tylko Owson,którego coraz bardziej lubiłam.Było w nim coś,co mnie uspokajało.
-Zrób w domu jeszcze te 3 przykłady.Coś czuje,że poradzisz sobie na teście. - Uśmiechnął się szeroko.
-To dzięki Tobie. - Posłałam mu wdzięczne spojrzenie.
-Twoja nauka i zaangażowanie dużo dało.Musisz bardziej wierzyć w siebie. - Rzekł i zamknął książkę z chemii.
-Dla Ciebie to łatwe,dla mnie nie. - Wzruszyłam ramionami.
-Jesteś bystra,Clarie. - Mruknął przyglądając mi się.
-Dziękuje za pomoc. - Zamrugałam powiekami i wzięłam głęboki wdech podnosząc się z kanapy.
-Clarie... - Chwycił delikatnie mój nadgarstek,tak jakby nie chciał,bym opuszczała kanapy.
-Co robisz? - Lekko zmarszczyłam brwi,orientując się,że Nathan poczuł mój bandaż.
-Co ci się stało w ręke? - Zapytał trzymając nadal mój nadgarstek,który szybko wywinęłam.
-Nic,zwykłe oparzenie wodą. - Skłamałam i wiedziałam,że wyglądam na zmieszaną.
-Oh,rozumiem. - Uwierzył.Kupił moje kłamstwo. - Słuchaj,ja chciałem cię o coś zapytać.
-Tak? - Czekałam na jego wypowiedź.
-Dziś mieliśmy chemię.Byłaś na pierwszej lekcji,a potem zniknęłaś.Czemu? - Popatrzył na mnie nieco bardziej poważniej,a ja nie wiedziałam,co mam mu powiedzieć.
-Cóż...Źle się poczułam. - Wyjaśniłam niepewnie.
-Nie umiesz kłamać. - Stwierdził.
-Nathan,proszę...Nie chcę dziś o tym rozmawiać. -Westchnęłam ciężko.
-Jesteś strasznie tajemnicza. - Szepnął.
-Jesteś moim nauczycielem. - Przypomniałam mu ciszej. - Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
-Zraniłaś moje uczucia. - Zaśmiał się. - Po prostu się trochę...Martwiłem. - Wyznał.
-Martwiłeś? - Uniosłam brwi.
-Tak. - Odparł z lekkim uśmiechem.
-To miłe. - Mruknęłam z lekką ironią. - Ale nie zagracaj sobie mną głowy. - Zaśmiałam się krótko podnosząc z kanapy. - Pora na mnie,późno już.
-Odprowadzę cię. - Ruszył z kanapy,ale go natychmiast powstrzymałam.
-Daj spokój,trafię do drzwi. - Rzuciłam mu szybki uśmiech i opuściłam salon.Wzięłam swój płaszczyk z garderoby i nie odwracając się,wyszłam z jego domu.Coraz bardziej zaczynałam lubić Owson'a i jakoś dobrze się czułam w jego towarzystwie.
-Clarie. - Odezwał się głos Gabriela,który zabrzęczał mi za uszami.Odwróciłam się,dopiero wtedy go zobaczyłam.Był uśmiechnięty i powoli zbliżał się w moją stronę.
-Nie chcę rozmawiać. - Oświadczyłam nieco oschlej.
-Ale z Nathan'em owszem. - Zauważył.
-To chyba nie twój biznes,Gabriel. - Skinął na moje słowa głową.
-Chcę po prostu,żebyś wiedziała,że cieszy mnie to. - Przyjrzałam się Gabrielowi,chcąc wyczytać z jego twarzy,co konretnie miał na myśli. - Jest dla ciebie dobry.
-Skąd taki wnioek?
-Uśmiechasz się przy nim. - Przyznał zadowolony. - Jestem usatysfakcjonowany,że masz z nim dobry kontakt. - Wyznał i pokonał dystans jaki nas dzielił.Nie powstrzymał się i chwycił mój nadgarstek,podwinął rękaw płaszczu wraz z bluzką.Bandaż stał się widoczny,dla nas obojga. - Być może masz wrażenie,że ci to pomaga,ale to tylko wrażenie. - Szepnął nie spuszczając wzroku z nadgarstka opatulonego białym bandażem. - Jesteś na trudnym odcinku swojego życia i to normalne,że nie wiesz,jak sobie radzić,bo...Nikt cię nie nauczył tego,jak przetrwać,ale...Nie chcę żebyś zapędzała się w jeszcze gorszy dołek,w którym już jesteś.Masz przed sobą całe życie i kilka złych rzeczy i ludzi,nie powinny sprawiać,że chcesz umrzeć. Nie rób tego.Autodestrukcja nie prowadzi do niczego dobrego,Clarie.
-Cóż,jakimś cudem...Pomogła. - Wyrwałam rękę i poprawiłam rękaw,zakrywając bandaż.
-To nie wyjście.
-Myślisz,że o tym nie wiem? Nie robię tego dla atencji,Gabriel.Robię to,bo w jakiś dziwny sposób mogę się wyładować.Ból fizyczny jest niczym wobec bólu psychicznego.Mogę to rozłożyć,po to by przetrwać kolejny dzień. - Wyrecytowałam niemalże,a w myślach pogratrulowałam sobie tak błyskotliwie,dobrze dobranych słów.
-Myślałaś kiedykolwiek,aby pójść do psychologa? - Popatrzył na mnie z nadzieją.
-Nie potrzebuje psychologa. - Ucięłam,a potem ruszyłam chodnikiem do domu,mając nadzieje,że mój towarzysz,nie podąża za mną.W trakcie drogi do domu,rozważyłam kilka razy,czy faktycznie nie potrzebuje psychologa,bo...zachowania autodestrukcyjne nie są czymś normalnym.Więc,czy jestem w takim razie nienormalna?
 _____________________________________________________________________________________________________________________















































Komentarze