Rozdział szósty: "Wystarczająco długo,byś mnie zdążyła zapomnieć."
Uczniowie siedzieli już w swoich ławkach.Jedni udawali,że piszą coś w zeszycie,kolejni szpetali coś do siebie,wyraźnie podekscytowani tym,że zaraz rozpocznie się lekcja chemii.Pan Owson był jedynym nauczycielem,za którym oglądała się większość dziewczyn.Był tu już kilka dni,a zdobył w tak szybkim czasie,tytuł popularnego i najprzystojniejszego nauczyciela,w całej szkole.Jak to zrobił? no tak,to pewnie urok osobisty.Znudzona siedziałam w ławce,czekając aż w końcu nauczyciel wejdzie do klasy.
-Dzień dobry. - Powiedział nagle,pojawiając się błyskawicznie w klasie. - Wybaczcie za moje spóźnienie,ale musiałem coś załatwić. - Rozłożył na biurku się z swoimi przyborami. - Brittany,proszę zapisz temat na tablicy. - Poprosił,a ta automatycznie wstała i prowokującym krokiem ruszyła ku tablicy.Jej ubiór jak zwykle był kontrowersyjny,krótka skórzana spódniczka i obcisła bluzka z dekoltem,nieco wyższe buty na obcasie i dość mocny makijaż.Miała długie blond włosy,Smukłe,opalone nogi oraz śnieżnobiały,piękny,zadbany uśmiech.Kto by nie poleciał na taką laskę? Chłopacy oprowadzali ją wzrokiem,śliniąc się prawie,że na jej widok.Stone również przykuła wzrok Owson'a,który zmierzył ją szybko od stóp,aż po sam czubek głowy.Brittany zdawała sobie z tego sprawę,z wielką satysfakcją zapisała temat,podany przez nauczyciela.
-Dziękuje,możesz usiąść Brittany. - Posłał jej serdeczny uśmiech,a ta natychmiast to odwzajemniła wracając do swojej ławki z gracją i uniesioną głową. - Dzisiejszym tematem,będą izotopy.Czy ktoś z was wie,co to są izotopy? - Zwrócił się do klasy.Cisza,nikt nie wiedział.Brittany próbowała wyczytać coś z książki,a jej koleżanki,jej w tym pomagały.Jak zwykle chciała zabłysnąć. - Clarie? Może ty coś wiesz? - Zapytał mnie,a wzrok całej klasy skierował się w moją stronę i nie był to przychylny wzrok.
-Yyy....Cóż,wydaje mi się,że to...Atomy tego samego pierwiastka o takiej samej liczbie atomowej,a różnej liczbie masowej. - Odpowiedziałam nieśmiało,przypominając sobie to z poprzedniej klasy.Owson się uśmiechnął,chyba spodobała mu się moja odpowiedź.
-Znakomicie. - Pochwalił. - Izotopy zajmują to samo miejsce w Układzie Okresowym... - Zaczął pośpiesznie zapisywać na tablicy jakiś wzór.Brittany posłała mi mordercze spojrzenie,a ja już wiedziałam,że była wściekła na mnie,za to,że dałam dobrą odpowiedź.
-Suka. - Szepnęła w moją stronę,a ja wyczytałam jej obelgę z ruchu ust.
-Mamy również Nuklid,czyli zbiór atomów o określonej budowie jądra atomowego, tzn. o określonej liczbie protonów i neutronów w jądrze.Zaznaczam,że każdy izotop jest nuklidem.Większość pierwiastków występujących w przyrodzie to mieszaniny ich izotopów o stałym składzie ilościowym. - Tłumaczył spokojnym tonem Owson.Nikt na jego lekcji,nie rozmawiał.Każdy podążał za nim.Dziewczyny próbowały zwrócić jego uwagę,co chwilę poprawiając włosy,patrząc w lusterko i głupio się do niego uśmiechając,a chłopacy uważnie wsłuchiwali się w jego wykład,dając do zrozumienia,że potrafił zaciekawić do tematu lekcji,każdego ucznia. - Gdzie możemy zastosować izotopy? - Zapytał uczniów.
-Przemysł energetyczny,medycyna,sterylizacja żywności,diagnostyka stanu technicznego i wykrywanie wad w urządzeniach przemysłowych. - Ekspresowo wyjaśniła Brittany,nie dając dojść do słowa innym uczniom,którzy byli skłonni,podnieść rękę przed nią.
-Świetnie,ale następnym razem,wolałbym,żebyś mówiła z głowy,nie z podręcznika. - Zwrócił jej uwagę,łagodnym i nieco rozbawionym tonem głosu.Kilka osób się zaśmiało,lecz Owson szybko ich uciszył,po czym kontynuował lekcję dalej.Gdy zaczęliśmy rozwiązywać wzory,zaczęłam mieć trudności.Nie wiedziałam,gdzie co m być,a moją frustrację,było widać na pierwszy rzut oka.Nawet Pan Nathan to zauważył i na moje nieszczęście wziął mnie do tablicy,bym rozwiązała przykład.Niechętnie powędrowałam pod tablicę,czując strach.
-Nie mam pojęcia od czego zacząć. - Powiedziałam bezradnie.
-Podstaw do wzoru zawartość procentową izotopu. - Podpowiedział.
-Że co zrobić? - Zapytałam głupio.
-Podstawiamy do wzoru zawartość procentową izotopu C-12. - Podszedł do tablicy i zaczął pisać poprawnie zadanie. - wynoszącą 98,89% i mnożymy ją przez jego masę atomową , do tego dodajemy zawartość procentową drugiego izotopu węgla C-13, wynoszącą 1,11% pomnożoną przez jego masę atomową. - Jego słowa były dla mnie czarną magią.
-Nie bardzo rozumiem. - Przyznałam patrząc z rezygnacją na nauczyciela.
-Jak możesz tego nie rozumieć,Richardson? Twoja mama jest chirugiem,powinnaś mieć chemię w jednym paluszku. - Syknęła ironicznie Brittany,siedząca w ławce.
-Brittany,bez tego typu komentarzy.Nie każdy musi lubić chemię. - Odezwał się Owson.
-W takim razie,pozwoli Pan,że ja to rozwiążę. - Podniosła się z ławki,stając tuż koło mnie.
-To ja już usiądę. - Zakomunikowałam ciszej nauczycielowi,a ten skinął tylko na to głową.Wróciłam do swojej ławki,uzmysłowując sobie,że Stone idzie lepiej przy tablicy,niż mi.
Zadzwonił dzwonek,wszyscy w pośpiechu opuścili klasę,lecz ja musiałam zostać,bo chwilę temu,poprosił mnie o to Owson.Pewnie będzie mi prawił kazanie.
-Clarie,za dwa tygodnie planuje zrobić wam małą kartkówkę.Z racji tego,że nic nie zrozumiałaś z dzisiejszej lekcji,proponuje ci małe korepetycję. - Zaproponował.
-Nie trzeba.Ktoś z klasy mi pomoże. - Próbowałam się wykręcić.
-Nie chcę,żebyś miała złe oceny. - Wyznał z troską w głosie. - Profesor Mckenzie,prosiła mnie...Bym cię przypilnował z nauką.Zaznaczyła wyraźnie,że masz problemy z tym przedmiotem.Clarie,możesz wierzyć,lub nie, ale zależy mi na was,jako moich uczniach.
-Doceniam to,ale naprawdę nie potrzebuje tego. - Zaprzeczyłam,chociaż wiedziałam,że to nie prawda.
-Potrzebujesz. - Nie zgodził się z moim zdaniem. - Porozmawiam z dyrektorem o to,czy mogę udzielać ci bezpłatnych korepetycji. - Oznajmił pewnie.
-Panie Owson...
-Clarie. - Przerwał mi. - Daj sobie pomóc.Ja naprawdę chcę,żebyś ukończyła te klasę.
-Myślisz,że to dobry pomysł? - Zapytałam Gabriela.Siedzieliśmy oboje na tarasie.Mamy nie było,a Luke był u Zayn'a,więc nie musieliśmy się martwić o to,że ktoś nas nakryje.
-Myślę,że tak.Jeśli korepetycję z tym nauczycielem,mają ci pomóc...
-Wiesz,że nie o to mi chodzi. - Przerwałam mu szybko. - Boję się rekacji dziewczyn.
-Nie muszą wiedzieć.To jest twoja szansa,z której powinnaś skorzystać. - Próbował mi to wpoić. - Masz problemy z chemii,a on oferuje pomoc.Dlaczego się w ogóle zastanawiasz?
-Nie znasz Brittany.Zemściła by się,gdyby wiedziała. - Przyznałam swoją czarną wizję.
-Clarie,skup się na sobie.Chociaż raz,przestań przejmować się opinią innych.
-Łatwo ci mówić. - Wyrzuciłam mu.
-Nie martw się. - Uspokoił mnie. - Po prostu się otwórz,na czyjąś dobroć. - Podsunął łagodnie.
-Czasami dobroć może być,przykrywką zła. - Mruknęłam,ale mój towarzysz to usłyszał.
-Chodzi o Zayn'a. - Rzekł pewnie.Wiedział o tym doskonale.
-Nie mówiłam nigdy o tym nikomu,ale...Bolało. - Wyznałam z żalem w głosie.Nie miałam przyjaciółki,której mogłam to powiedzieć.W tej chwili Gabriel,był jedyną osobą,której ufałam. - Nawet nie mam odwagi,by mu powiedzieć,że słyszałam ich rozmowę.Słyszałam i wiem,że mówili o mnie.Kłamał,powiedział coś,co nie jest prawdą. - Żaliłam mu się.
-Clarie,powinnaś porozmawiać z nim. - Doradził. - Nie wiesz wszystkiego.Dopisałaś sobie coś. - Uznał,a ja poczułam,jakby stawał po stronie chłopaka.
-Nie będę rozmawiała z kłamcą. - Warknęłam.
-Kłamcą? - Uniósł brwi,jakby nie zgadzał się ze mną. - Nie mów tak.Nic nie rozumiesz.
-Słyszałam rozmowę. - Upierałam się. - Nie masz pojęcia,co mówili.
-To ty nie znasz całej prawdy,nie ja. - Pokręcił głową i westchnął ciężko wstając z ławki,na której siedzieliśmy. - Powinnaś poznać prawdę. - Dodał po chwili namysłu.
-Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? - Spytałam.
-Ponieważ dopisałaś sobie coś,co fakytycznie mogło cię zranić. - Odparł szczerym tonem.
-Nic nie rozumiem. - Wzruszyłam ramionami.
-Nie zamierzam ci nic narzucać,ale przemyśl to,Clarie.To bardzo ważne. - Po tych słowach opuścił taras,zostawiając mnie na nim zupełnie samą.
-Weszłam do domu,już miałam krzyknąć "hej!" kiedy doszły do mnie poszczególne słowa rozmowy.
-I jak? Zapytał głos Luk'a.
-To był błąd. - Skwitował Zayn.Wychyliłam się zza rogu.Zayn i Luke byli sami w salonie.
-To co wyście tam robili?- Mój brat nie ukrywał zdziwienia.
-Był ostry seks,ale...Gdy zasnęła od razu zacząłem tego żałować. - Opowiadał mu.
-Bzyknąłeś ją,ona zasnęła i ją zostawiłeś? - Zapytał rozbawiony Luke.
-Dokładnie tak.Chyba zrobiłem jej niepotrzebnie nadzieje. - Przyznał.
-Myśli,że będziecie razem? Ale idiotka. - Skomentował Luke,a ja miałam co raz bardziej ochotę płakać rozumiejąc, że mówią o mnie.Jak Zayn mógł mu wszystko powiedzieć? I dodać do tego kłamstwa.Nie spałam tej nocy z Zayn'em.Całowaliśmy się,było po prostu miło.
-Poza tym,mam już nową na oku.- Mrugnął figlarnie, a łzy stanęły w moich oczach.
-Lepiej już ją olej.Jest małolatą.Stać cię na kogoś lepszego. - Stwierdził pewnie mój brat.
-Jak mogłem spać z swoją eks? - Przeklnął Zayn
-Lepiej jej unikaj.Jeszcze zrobi sobie nadzieje. - Uznał mój brat. - Od zawsze wiedziałem,że Jessica jest fałszywa. Przespanie się z swoją eks,jest najgorszą rzeczą,jaką mogłeś zrobić.
-Stary,nawet nie wiesz...Jak żałuje. - Przyznał zirytowany.Spojrzałam na Gabriela,który ukazywał mi te całą sytuację w moim śnie.Tak jakby chciał pokazać moment,którego wtedy nie usłyszałam,ponieważ byłam już w swoim pokoju.Nie ukrywałam szoku na swojej twarzy.
-Masz kogoś nowego na oku? - Zapytał zaciekawiony Luke.
-Owszem.Kogoś bardzo wartościowego.Jest podobna do tej szmaty,ale tylko z wyglądu.Charakterem,jest zupełnie odmienna.Wydaje się taka szczera i ciepła. - Opisywał.
,,-Była bardzo podobna do ciebie.Strasznie mi ją przypominasz. - Uznał"
Słowa Zayn'a zadźwięczały mi w uszach.Zaczynałam wszystko układać w całość.
-Teraz rozumiesz? - Zapytał Gabriel stojący obok mnie.
-Teraz rozumiem. - Szepnęłam smutna i jednocześnie zła na siebie,że źle to odebrałam.
Jasne światło słoneczne,wpadło do pokoju,oślepiając jednocześnie moją twarz.Powoli rozchyliłam powieki,uświadamiając sobie,o czym śniłam tej nocy.
-Dzień dobry. - Przywitał mnie głos Gabriela.
-Ten sen...To twoja sprawka? - Zapytałam zaspanym głosem,a ten skinął głową.
-Chciałem,żebyś znała prawdę. - Wyjaśnił siadając na skraju mojego łóżka.
-Dziękuje... - Wymamrotałam po chwili ciszy. - Teraz rozumiem.
-To najważniejsze. - Przyznał.
-Zayn był w porządku.Jak mogłam pomyśleć,że jest inaczej? - Skrzywiłam się.Wszystko spaprałam.
-Możesz to odkręcić.Porozmawiać z nim. - Podsunął myśl.
-I tak zrobię.
Po śniadaniu w dość szybkim tempie posprzątałam i chwyciłam telefon,wybierając bezpośrednio numer do Zayn'a.Wystarczyło kilka sygnałów,aż w końcu odezwał się głos.Problem w tym,że to nie był głos Zayn'a.Brzmiał bardzo kobieco.
-Yy...Przepraszam,czy mogę poprosić do telefonu Zayn'a? - Zapytałam zmieszana.
-A z kim rozmawiam? - Spytała zaciekawiona dziewczyna.
-Jestem jego koleżanką. - Poinformowałam krótko.
-Jest pod prysznicem.Przekazać mu coś? - Dało się wyczuć łaskę w jej głosie.
-Nie...Zadzwonię później. - Po tych słowach od razu się rołączyłam,mając wielką nadzieję,że ta dziewczyna to nie Jessica i,że Zayn nadal jest singlem.Zganiłam się w myślach,bo chyba byłam o niego zazdrosna,a przecież nie był moim chłopakiem.
Dziś pierwszą lekcję zaczynałam o 10:10.Wchodząc do szkoły,wciąż myślałam o chłopaku do którego wydzwaniałam z samego rana.Chciałam go przeprosić,za wyciągnięcie pochopnych wniosków.Wyjaśnić,że już nie jestem na niego zła,że to wszystko było jednym wielkim błędem z mojej strony.Dlaczego ja zawsze muszę sobie dopisywać czarny scenariusz?
-Clarie,hej. - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Pana Owson'a,który tak nagle pojawił mi się przed oczami.
-Pan Owson. - Podskoczyłam nieco zaskoczona. - Dzień dobry. - Odparłam biorąc głęboki wdech.
-Rozmawiałem z dyrektorem właśnie i mam dobre wieści. - Zapowiedział entuzjastycznie.
-Tak? - Patrzyłam na niego,czekając aż dokończy ujawniać swoje "Dobre wieści".
-Zgodził się.Mogę dawać ci korepetycje z chemii. - Wyrzucił z uśmiechem na ustach.
-Oh...- Wymusiłam uśmiech. - Żartuje Pan? To naprawdę nie jest konieczne. - Zapewniałam.
-W twoim przypadku... - Zmierzył mnie swoim wzrokiem. - Nawet bardzo.
-To bardzo miłe,ale...
-Nie uznaje sprzeciwów. - Zaprotestował. - Przyjdź w piątek,po lekcjach. - Poprosił.
-Dobrze. - Zgodziłam się po długiej chwili namysłu.Pan Owson posłał mi szczery uśmiech i ominął mnie,idąc w głąb korytarza.Skarciłam się w myślach.Nie bardzo chciałam iść na te korepetycje,ale już nia miałam niestety odwrotu.Po lekcjach zadzwoniłam do Zay'na,ale nikt nie odebrał.Wchodząc do domu zastałam mamę,która krzątała się po kuchni.
-Hej. - Przywitałam ją.
-Cześć kochanie. - Posłała mi uśmiech. - Jak w szkole?
-W porządku.Nic nowego - Odparłam.Mama wyjeła z lodówki miskę. - Co robisz?
-Sałatkę.Jutro twój brat ma urodziny.Zapomniałaś? - Położyła miskę na blat kuchenny.
-O Boże.Zapomniałam. - Zdałam sobie sprawę.
-Cóż...Luke z pewnością też nie pamięta o twoich. - Zmierzyła mnie wzrokiem.
-Każdemu się może zdarzyć. - Wytłumaczyłam się i usiadłam przy blacie.
-Oczywiście,że tak. - Przyznała mama i doprawiła sałatkę. - Jutro chcę zrobić imprezę urodzinową dla Luk'a.Będzie cudownie. - Mówiła z entuzjazmem.
-W piątkowy wieczór? Nie dam rady ci pomóc.Korepetycje. - Wzruszyłam ramionami.
-Szkoła jest ważna,więc rozumiem kochanie. - Mama ucałowała moje czoło. - W tym roku zdasz.Nie chcę widzieć innej opcji.Tak?
-Pewnie tak.Nie mam wyboru,mamo - Wymamrotałam.
-Jesteś głodna? W lodówce jest zupa. - Oznajmiła wkładając spowrotem sałatkę do lodówki.
-Nie.Wychodzisz gdzieś? - Przeczułam,że chyba się gdzieś śpieszy.
-Tak.Idę z Jack'iem na kolację. - Narzuciła na siebie lekki płaszczyk.
-Miłego wieczoru. - Powiedziałam niezbyt szczerze.
-Dziękuje Clarie. - Kupiła to i zadowolona opuściła kuchnię,wychodząc z domu.Zmęczona poszłam pod prysznic,a z niego od razu do łóżka,gdzie odpłynęłam w krainę morfeusza.
Rano pierwszym przedmiotem jaki miałam,była chemia.Wszyscy już siedzieli w ławkach,czekając aż zjawi się nauczyciel.Owson jak już zdążyłam zauważyć,zazwyczaj się spóźniał.Modliłam się,żeby nie brał mnie dzisiaj do tablicy,bo nic niestety nie powtórzyłam z ostatniej lekcji,a dostanie jedynki,to chyba najlepsza opcja na popsucie mi humoru,który wcale nie był aż taki najgorszy,jak mogło się zdawać.Owson wszedł do klasy i od razu zapisał temat na tablicy.Lekcja minęła w zaskakującym tempie szybko.Spakowałam książki i poczekałam,aż wszyscy opuszczą klasę.Gdy tak się stało,w końcu się odezwałam.
-Panie Owson? Ja...
-Oh,Clarie.Tak? - Patrzył na mnie uważnie.
-Chciałam tylko adres.Nie wiem,gdzie pan mieszka,a dziś miałam...
-Jasne. - Powiedział i nie pozwolił dokończyć mi zdania. - To mój numer telefonu. - Podał mi karteczkę,na której był wypisany numer telefonu. - Napisz mi,a ja wyślę ci adres sms'em.
-No dobrze. - Przytaknęłam.
-Cieszę się,że mogę ci pomóc. - Wyznał.
-Dziękuje. - Szepnęłam i powoli wycofałam się do drzwi.Owson miał w sobie coś,co przyciągało dziewczyny.Ciekawe,czy zdawał sobie sprawę z tego,jak na nie działał.
Wcisnęłam dzwonek do drzwi,spokojnie czekając aż Pan Owson mi otworzy.Jego dom chociaż nie był ogromny,to był bardzo ładnie urządzony.Dom wykonany był z cekły.Okna były krosnowe i białe.Drzwi niezbyt duże,ale drewniane,pomalowane również na kolor biały.
-Witaj Clarie. - Przywittał mnie po otwarciu drzwi.
-Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się nieśmiało,a Pan owson zaprosił mnie do środka.
-Miałbym do ciebie gorącą prośbę. - Zaczął,gdy tylko zamknął za nami frontowe drzwi.
-Jaką? - Popatrzyłam na niego.
-Chciałbym,żebyśmy byli na "Ty".Byłoby raźniej,nie sądzisz?
-Jeśli Panu to nie przeszkadza,to...
-Nathan. - Podał mi ręke. Spojrzałam w jego niebiesko-szare oczy.Dopiero teraz,zdałam sobie sprawę,że ich odcień jest przepiękny.Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłam?
-Clarie. - Odwzajemniłam uścisk ręki,zauważając,że Nathan również patrzy uważnie w moje oczy.
-Więc...Zapraszam do salonu. - Powiedział,gdy nasze dłonie wciąż były połączone w uścisku.
-Tak,to...Dobry pomysł. - Wyswobodziłam swoją rękę z jego uścisku,a następnie podążyłam za nim w głąb salonu.Jego ściany były pomalowane na szaro niebieski.Posiadał dwie, białe,skórzane kanapy.Na ścianie wisiał trzy razy większy niż u mnie w domu telewizor plazmowy, a pod nim znajdowała się konsola do gry.Moją uwagę przykuł przytulny kominek w którym był rozpalony ogień.Dawał miłe,kojące ciepło,które aż kusiło,by usiąść bliżej.
-Przytulnie tu. - Skwitowałam z nieśmiałym uśmiechem.
-Owszem. - Usiadł na jednej z kanap i otworzył książkę z chemii.Dołączyłam do niego,czując,że nauka wcale nie będzie taka tragiczna,jak mi się wcześniej zdawało.
Dwie godziny zleciały w błyskawicznym tempie.Narzuciłam na siebie swteter i po wzięciu torby,powędrowałam do wyjścia.Oczywiście,Nathan zrobił to samo.Odprowadził mnie.
-Widzisz? Chemia jednak nie jest taka zła,jak myślałaś. - Stwierdził.
-A ty jednak,umiesz uczyć. - Posłałam mu znaczący uśmiech.
-Cieszę się,że mogę ci pomóc. - Przyznał po chwili ciszy.
-Dziękuje. - Szepnęłam. - Do zobaczenia.
Około 18 byłam już w domu.Mama i Jack byli w kuchni z której wydobywały się smakowite zapachy.Powiesiłam kurtkę na wieszaku i powoli weszłam do pomieszczenia.
-Hej. - Rzuciłam do nich.
-Cześć skarbie. - Mama wyjęła z piekarnika upieczonego już kurczaka.Na blatach kuchennych znajdowało się mnóstwo potraw i przekąsek.Oczywiście nie zabrakło też pizzy,którą mój brat uwielbiał.Krewetki,trzy dość duże zapiekanki,sałatki,frytki,typowo amerykańskie burgery.Mama i Jack się naprawdę postarali z tą imprezą urodzinową.
-Wow,ile jedzenia. - Skwitowałam nieco zdziwiona.
-Zaprosiłem jego połowę znajomych. - Przyznał się Jack. - Zasłużył chłopak.
-Oj tak.Clarie,idź się przebierz w coś ładnego. - Poprosiła mama. - Niebawem przyjdą goście.
-Jasne,a gdzie Luke?
-Jakieś trzy godziny temu wyszedł do Zayn'a.Pewnie przyjdzie z nim. - Powiedziała z satysfakcją.Szybko ulotniłam się na górę do swojego pokoju.Nie rozmawiałam z Zayn'em,a powinnam była.Zasługiwał na moje wyjaśnienia.Wzięłam szybki prysznic,a potem ubrałam niedawno kupioną żółtą sukienkę.Włosy dobrze wyczesałam i pozostawiłam w rozpusczeniu.Umyłam zęby,przemyłam twarz i zrobiłam lekki makijaż.Zakołysałam delikatnie spodem mojej białej sukienki, a dłońmi przejechałam po jej fakturze, aby wygładzić kilka wygnieceń. Obróciłam się przodem do wielkiego lustra i zobaczyłam dziewczynę o długich, falowanych włosach z nieprzesadzonym makijażem.
-Gotowa? - Zapytał Gabriel,pojawiający się w zwierciadle.
-Tak.Chyba. - Szepnęłam obracając swoją postać do towarzysza.
-Dziś możesz z nim porozmawiać.Właśnie przyjechał. - Poinformował mnie.
Kiedy zeszłam na dół zorientowałam się,że kilkanaście znajomych brata już znajdowało się w naszym domu.Luke też już był,a wraz z nim Zayn.Muzyka leciała w tle i było słychać odgłosy poszczególnych rozmów oraz śmiechów.Do salonu wjechał właśnie urodzinowy tort,który przywiózł Jack,wyglądał bardzo smakowicie,no i paliły się na nim świeczki.
-Wszystkiego najlepszego! - Krzyknął Jack wraz z mamą.Wszyscy od razu zaczęli śpiewać mu słynne,"Happy birthday to you".Luke był pod wrażeniem i nie ukrywał radości.Stałam przy łuku wejściowym do salonu i obserwowałam bacznie rozpromieniowanego Zayn'a,błagając o to,żeby złapał ze mną kontakt wzrokowy.Wszyscy zaczęli składać mojemu bratu życzenia,stanęłam w kolejce,by dołączyć do reszty.
-Najlepszego braciszku. - Uśmiechnęłam się,gdy w końcu nadeszła moja kolej.
-Wow,siostra! Wyglądasz pięknie. - Zlustrował mnie wzrokiem. - Chodź tu. - Przyciągnął mnie i zamknął w uścisku swoich muskularnych ramion. - Ktoś o ciebie pytał. - Szepnął mi.
-Kto? - Zapytałam,gdy oderwaliśmy się od siebie.
-Zayn.Nie wiem czemu,ale chciał z tobą pogadać. - Wyznał. - Czeka w holu.
-Dzięki,że mi powiedziałeś. - Wymamrotałam.
-Clarie...
-I nie pytaj,dlaczego muszę z nim porozmawiać. - Wtrąciłam. - Bo...Muszę. - Przyznałam.
-Kiedyś mi o tym opowiesz,prawda? - Popatrzył na mnie nieco rozbawiony.
-Z pewnością. - I odwróciłam się idąc od razu w stronę holu.Serce biło mi coraz szybciej.Zatrzymałam się w holu.Przed moimi oczami widać było postać Zayn'a,który słysząc stukot moich szpilek,od razu się odwrócił,a ja mogłam ujrzeć jego twarz.
Chłopak miał na sobie szary smoking.Pierwszy raz widziałam go w takim wydaniu,prezentował się,naprawdę...Idealnie. - Cześć. - Szepnęłam.
-Hej,Clarie. - Odpowiedział po chwili.Zmierzył mnie od stóp do czubka głowy. - Pięknie wyglądasz,ale...Chyba nie muszę ci tego mówić.Doskonale o tym wiesz.
-Dziękuje. - Uśmiechnęłam się lekko.
-Ja...Chciałem cię przeprosić.Nie powinienem był wtedy...
-Zayn...To ja chciałam...
-Nie,Clarie. - Przerwał mi. - Nie powinienem był całować siostry mojego kumpla.To był błąd,a ja rozumiem...Że właśnie przez to,jesteś na mnie zła.Nie chciałem,żeby tak wyszło.
-Nie jestem na ciebie zła. - Pokręciłam głową.
-Nie? - Zawiesił swój wzrok na mnie i pokonał dystans jaki nas dzielił,chwytając moje obie ręce.
-Nie jestem,Zayn. - Powtórzyłam. - Możemy o tym zapomnieć?
-O pocałunku? Nigdy. - Zaprzeczył.
-A o tym,że byłam w ogóle na ciebie zła?
-Możemy. - Uśmiechnął się blado. - Jesteś dla mnie ważna.Jesteś jak siostra,Clarie.
-Jak siostra? - Zmarszczyłam lekko brwi.
-Clarie...
-Nie podobam ci się? - Zapytałam.
-Podobasz,ale...Jesteś ostatnią osobą,jaką mógłbym zranić. - Szepnął patrząc mi w oczy.
-Nie...Zayn,nie mów tak. - Pokręciłam głową.Czułam ścisk w żołądku.
-Za trzy dni wyjeżdżam do Europy.To nie miało by racji bytu. - Wyjaśnił łagodnie,ale i tak bolało.W momencie,gdy zaczynałam coś do niego czuć,w momencie,gdy zaczynałam rozumieć,on wyjeżdzał? Miałam go stracić bezpowrotnie? Dlaczego los znowu strzelał do mnie?
-Zayn... - Szepnęłam czując,że łzy cisną mi się do oczu.Wiedziałam,że go tracę i,że jestem bezsilna.Najgorsze w tym wszystkim,była świadomość,że po części,to była moja wina.Gdybym od razu to wyjaśniła? Być może wszystko potoczyło by się inaczej.
-Clarie?...
-Na jak długo tam jedziesz? - Zapytałam przybitym tonem.
-Wystarczająco długo,byś mnie zdążyła zapomnieć.
____________________________________________________________________________________________________________________
-Dzień dobry. - Powiedział nagle,pojawiając się błyskawicznie w klasie. - Wybaczcie za moje spóźnienie,ale musiałem coś załatwić. - Rozłożył na biurku się z swoimi przyborami. - Brittany,proszę zapisz temat na tablicy. - Poprosił,a ta automatycznie wstała i prowokującym krokiem ruszyła ku tablicy.Jej ubiór jak zwykle był kontrowersyjny,krótka skórzana spódniczka i obcisła bluzka z dekoltem,nieco wyższe buty na obcasie i dość mocny makijaż.Miała długie blond włosy,Smukłe,opalone nogi oraz śnieżnobiały,piękny,zadbany uśmiech.Kto by nie poleciał na taką laskę? Chłopacy oprowadzali ją wzrokiem,śliniąc się prawie,że na jej widok.Stone również przykuła wzrok Owson'a,który zmierzył ją szybko od stóp,aż po sam czubek głowy.Brittany zdawała sobie z tego sprawę,z wielką satysfakcją zapisała temat,podany przez nauczyciela.
-Dziękuje,możesz usiąść Brittany. - Posłał jej serdeczny uśmiech,a ta natychmiast to odwzajemniła wracając do swojej ławki z gracją i uniesioną głową. - Dzisiejszym tematem,będą izotopy.Czy ktoś z was wie,co to są izotopy? - Zwrócił się do klasy.Cisza,nikt nie wiedział.Brittany próbowała wyczytać coś z książki,a jej koleżanki,jej w tym pomagały.Jak zwykle chciała zabłysnąć. - Clarie? Może ty coś wiesz? - Zapytał mnie,a wzrok całej klasy skierował się w moją stronę i nie był to przychylny wzrok.
-Yyy....Cóż,wydaje mi się,że to...Atomy tego samego pierwiastka o takiej samej liczbie atomowej,a różnej liczbie masowej. - Odpowiedziałam nieśmiało,przypominając sobie to z poprzedniej klasy.Owson się uśmiechnął,chyba spodobała mu się moja odpowiedź.
-Znakomicie. - Pochwalił. - Izotopy zajmują to samo miejsce w Układzie Okresowym... - Zaczął pośpiesznie zapisywać na tablicy jakiś wzór.Brittany posłała mi mordercze spojrzenie,a ja już wiedziałam,że była wściekła na mnie,za to,że dałam dobrą odpowiedź.
-Suka. - Szepnęła w moją stronę,a ja wyczytałam jej obelgę z ruchu ust.
-Mamy również Nuklid,czyli zbiór atomów o określonej budowie jądra atomowego, tzn. o określonej liczbie protonów i neutronów w jądrze.Zaznaczam,że każdy izotop jest nuklidem.Większość pierwiastków występujących w przyrodzie to mieszaniny ich izotopów o stałym składzie ilościowym. - Tłumaczył spokojnym tonem Owson.Nikt na jego lekcji,nie rozmawiał.Każdy podążał za nim.Dziewczyny próbowały zwrócić jego uwagę,co chwilę poprawiając włosy,patrząc w lusterko i głupio się do niego uśmiechając,a chłopacy uważnie wsłuchiwali się w jego wykład,dając do zrozumienia,że potrafił zaciekawić do tematu lekcji,każdego ucznia. - Gdzie możemy zastosować izotopy? - Zapytał uczniów.
-Przemysł energetyczny,medycyna,sterylizacja żywności,diagnostyka stanu technicznego i wykrywanie wad w urządzeniach przemysłowych. - Ekspresowo wyjaśniła Brittany,nie dając dojść do słowa innym uczniom,którzy byli skłonni,podnieść rękę przed nią.
-Świetnie,ale następnym razem,wolałbym,żebyś mówiła z głowy,nie z podręcznika. - Zwrócił jej uwagę,łagodnym i nieco rozbawionym tonem głosu.Kilka osób się zaśmiało,lecz Owson szybko ich uciszył,po czym kontynuował lekcję dalej.Gdy zaczęliśmy rozwiązywać wzory,zaczęłam mieć trudności.Nie wiedziałam,gdzie co m być,a moją frustrację,było widać na pierwszy rzut oka.Nawet Pan Nathan to zauważył i na moje nieszczęście wziął mnie do tablicy,bym rozwiązała przykład.Niechętnie powędrowałam pod tablicę,czując strach.
-Nie mam pojęcia od czego zacząć. - Powiedziałam bezradnie.
-Podstaw do wzoru zawartość procentową izotopu. - Podpowiedział.
-Że co zrobić? - Zapytałam głupio.
-Podstawiamy do wzoru zawartość procentową izotopu C-12. - Podszedł do tablicy i zaczął pisać poprawnie zadanie. - wynoszącą 98,89% i mnożymy ją przez jego masę atomową , do tego dodajemy zawartość procentową drugiego izotopu węgla C-13, wynoszącą 1,11% pomnożoną przez jego masę atomową. - Jego słowa były dla mnie czarną magią.
-Nie bardzo rozumiem. - Przyznałam patrząc z rezygnacją na nauczyciela.
-Jak możesz tego nie rozumieć,Richardson? Twoja mama jest chirugiem,powinnaś mieć chemię w jednym paluszku. - Syknęła ironicznie Brittany,siedząca w ławce.
-Brittany,bez tego typu komentarzy.Nie każdy musi lubić chemię. - Odezwał się Owson.
-W takim razie,pozwoli Pan,że ja to rozwiążę. - Podniosła się z ławki,stając tuż koło mnie.
-To ja już usiądę. - Zakomunikowałam ciszej nauczycielowi,a ten skinął tylko na to głową.Wróciłam do swojej ławki,uzmysłowując sobie,że Stone idzie lepiej przy tablicy,niż mi.
Zadzwonił dzwonek,wszyscy w pośpiechu opuścili klasę,lecz ja musiałam zostać,bo chwilę temu,poprosił mnie o to Owson.Pewnie będzie mi prawił kazanie.
-Clarie,za dwa tygodnie planuje zrobić wam małą kartkówkę.Z racji tego,że nic nie zrozumiałaś z dzisiejszej lekcji,proponuje ci małe korepetycję. - Zaproponował.
-Nie trzeba.Ktoś z klasy mi pomoże. - Próbowałam się wykręcić.
-Nie chcę,żebyś miała złe oceny. - Wyznał z troską w głosie. - Profesor Mckenzie,prosiła mnie...Bym cię przypilnował z nauką.Zaznaczyła wyraźnie,że masz problemy z tym przedmiotem.Clarie,możesz wierzyć,lub nie, ale zależy mi na was,jako moich uczniach.
-Doceniam to,ale naprawdę nie potrzebuje tego. - Zaprzeczyłam,chociaż wiedziałam,że to nie prawda.
-Potrzebujesz. - Nie zgodził się z moim zdaniem. - Porozmawiam z dyrektorem o to,czy mogę udzielać ci bezpłatnych korepetycji. - Oznajmił pewnie.
-Panie Owson...
-Clarie. - Przerwał mi. - Daj sobie pomóc.Ja naprawdę chcę,żebyś ukończyła te klasę.
-Myślisz,że to dobry pomysł? - Zapytałam Gabriela.Siedzieliśmy oboje na tarasie.Mamy nie było,a Luke był u Zayn'a,więc nie musieliśmy się martwić o to,że ktoś nas nakryje.
-Myślę,że tak.Jeśli korepetycję z tym nauczycielem,mają ci pomóc...
-Wiesz,że nie o to mi chodzi. - Przerwałam mu szybko. - Boję się rekacji dziewczyn.
-Nie muszą wiedzieć.To jest twoja szansa,z której powinnaś skorzystać. - Próbował mi to wpoić. - Masz problemy z chemii,a on oferuje pomoc.Dlaczego się w ogóle zastanawiasz?
-Nie znasz Brittany.Zemściła by się,gdyby wiedziała. - Przyznałam swoją czarną wizję.
-Clarie,skup się na sobie.Chociaż raz,przestań przejmować się opinią innych.
-Łatwo ci mówić. - Wyrzuciłam mu.
-Nie martw się. - Uspokoił mnie. - Po prostu się otwórz,na czyjąś dobroć. - Podsunął łagodnie.
-Czasami dobroć może być,przykrywką zła. - Mruknęłam,ale mój towarzysz to usłyszał.
-Chodzi o Zayn'a. - Rzekł pewnie.Wiedział o tym doskonale.
-Nie mówiłam nigdy o tym nikomu,ale...Bolało. - Wyznałam z żalem w głosie.Nie miałam przyjaciółki,której mogłam to powiedzieć.W tej chwili Gabriel,był jedyną osobą,której ufałam. - Nawet nie mam odwagi,by mu powiedzieć,że słyszałam ich rozmowę.Słyszałam i wiem,że mówili o mnie.Kłamał,powiedział coś,co nie jest prawdą. - Żaliłam mu się.
-Clarie,powinnaś porozmawiać z nim. - Doradził. - Nie wiesz wszystkiego.Dopisałaś sobie coś. - Uznał,a ja poczułam,jakby stawał po stronie chłopaka.
-Nie będę rozmawiała z kłamcą. - Warknęłam.
-Kłamcą? - Uniósł brwi,jakby nie zgadzał się ze mną. - Nie mów tak.Nic nie rozumiesz.
-Słyszałam rozmowę. - Upierałam się. - Nie masz pojęcia,co mówili.
-To ty nie znasz całej prawdy,nie ja. - Pokręcił głową i westchnął ciężko wstając z ławki,na której siedzieliśmy. - Powinnaś poznać prawdę. - Dodał po chwili namysłu.
-Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? - Spytałam.
-Ponieważ dopisałaś sobie coś,co fakytycznie mogło cię zranić. - Odparł szczerym tonem.
-Nic nie rozumiem. - Wzruszyłam ramionami.
-Nie zamierzam ci nic narzucać,ale przemyśl to,Clarie.To bardzo ważne. - Po tych słowach opuścił taras,zostawiając mnie na nim zupełnie samą.
-Weszłam do domu,już miałam krzyknąć "hej!" kiedy doszły do mnie poszczególne słowa rozmowy.
-I jak? Zapytał głos Luk'a.
-To był błąd. - Skwitował Zayn.Wychyliłam się zza rogu.Zayn i Luke byli sami w salonie.
-To co wyście tam robili?- Mój brat nie ukrywał zdziwienia.
-Był ostry seks,ale...Gdy zasnęła od razu zacząłem tego żałować. - Opowiadał mu.
-Bzyknąłeś ją,ona zasnęła i ją zostawiłeś? - Zapytał rozbawiony Luke.
-Dokładnie tak.Chyba zrobiłem jej niepotrzebnie nadzieje. - Przyznał.
-Myśli,że będziecie razem? Ale idiotka. - Skomentował Luke,a ja miałam co raz bardziej ochotę płakać rozumiejąc, że mówią o mnie.Jak Zayn mógł mu wszystko powiedzieć? I dodać do tego kłamstwa.Nie spałam tej nocy z Zayn'em.Całowaliśmy się,było po prostu miło.
-Poza tym,mam już nową na oku.- Mrugnął figlarnie, a łzy stanęły w moich oczach.
-Lepiej już ją olej.Jest małolatą.Stać cię na kogoś lepszego. - Stwierdził pewnie mój brat.
-Jak mogłem spać z swoją eks? - Przeklnął Zayn
-Lepiej jej unikaj.Jeszcze zrobi sobie nadzieje. - Uznał mój brat. - Od zawsze wiedziałem,że Jessica jest fałszywa. Przespanie się z swoją eks,jest najgorszą rzeczą,jaką mogłeś zrobić.
-Stary,nawet nie wiesz...Jak żałuje. - Przyznał zirytowany.Spojrzałam na Gabriela,który ukazywał mi te całą sytuację w moim śnie.Tak jakby chciał pokazać moment,którego wtedy nie usłyszałam,ponieważ byłam już w swoim pokoju.Nie ukrywałam szoku na swojej twarzy.
-Masz kogoś nowego na oku? - Zapytał zaciekawiony Luke.
-Owszem.Kogoś bardzo wartościowego.Jest podobna do tej szmaty,ale tylko z wyglądu.Charakterem,jest zupełnie odmienna.Wydaje się taka szczera i ciepła. - Opisywał.
,,-Była bardzo podobna do ciebie.Strasznie mi ją przypominasz. - Uznał"
Słowa Zayn'a zadźwięczały mi w uszach.Zaczynałam wszystko układać w całość.
-Teraz rozumiesz? - Zapytał Gabriel stojący obok mnie.
-Teraz rozumiem. - Szepnęłam smutna i jednocześnie zła na siebie,że źle to odebrałam.
Jasne światło słoneczne,wpadło do pokoju,oślepiając jednocześnie moją twarz.Powoli rozchyliłam powieki,uświadamiając sobie,o czym śniłam tej nocy.
-Dzień dobry. - Przywitał mnie głos Gabriela.
-Ten sen...To twoja sprawka? - Zapytałam zaspanym głosem,a ten skinął głową.
-Chciałem,żebyś znała prawdę. - Wyjaśnił siadając na skraju mojego łóżka.
-Dziękuje... - Wymamrotałam po chwili ciszy. - Teraz rozumiem.
-To najważniejsze. - Przyznał.
-Zayn był w porządku.Jak mogłam pomyśleć,że jest inaczej? - Skrzywiłam się.Wszystko spaprałam.
-Możesz to odkręcić.Porozmawiać z nim. - Podsunął myśl.
-I tak zrobię.
Po śniadaniu w dość szybkim tempie posprzątałam i chwyciłam telefon,wybierając bezpośrednio numer do Zayn'a.Wystarczyło kilka sygnałów,aż w końcu odezwał się głos.Problem w tym,że to nie był głos Zayn'a.Brzmiał bardzo kobieco.
-Yy...Przepraszam,czy mogę poprosić do telefonu Zayn'a? - Zapytałam zmieszana.
-A z kim rozmawiam? - Spytała zaciekawiona dziewczyna.
-Jestem jego koleżanką. - Poinformowałam krótko.
-Jest pod prysznicem.Przekazać mu coś? - Dało się wyczuć łaskę w jej głosie.
-Nie...Zadzwonię później. - Po tych słowach od razu się rołączyłam,mając wielką nadzieję,że ta dziewczyna to nie Jessica i,że Zayn nadal jest singlem.Zganiłam się w myślach,bo chyba byłam o niego zazdrosna,a przecież nie był moim chłopakiem.
Dziś pierwszą lekcję zaczynałam o 10:10.Wchodząc do szkoły,wciąż myślałam o chłopaku do którego wydzwaniałam z samego rana.Chciałam go przeprosić,za wyciągnięcie pochopnych wniosków.Wyjaśnić,że już nie jestem na niego zła,że to wszystko było jednym wielkim błędem z mojej strony.Dlaczego ja zawsze muszę sobie dopisywać czarny scenariusz?
-Clarie,hej. - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Pana Owson'a,który tak nagle pojawił mi się przed oczami.
-Pan Owson. - Podskoczyłam nieco zaskoczona. - Dzień dobry. - Odparłam biorąc głęboki wdech.
-Rozmawiałem z dyrektorem właśnie i mam dobre wieści. - Zapowiedział entuzjastycznie.
-Tak? - Patrzyłam na niego,czekając aż dokończy ujawniać swoje "Dobre wieści".
-Zgodził się.Mogę dawać ci korepetycje z chemii. - Wyrzucił z uśmiechem na ustach.
-Oh...- Wymusiłam uśmiech. - Żartuje Pan? To naprawdę nie jest konieczne. - Zapewniałam.
-W twoim przypadku... - Zmierzył mnie swoim wzrokiem. - Nawet bardzo.
-To bardzo miłe,ale...
-Nie uznaje sprzeciwów. - Zaprotestował. - Przyjdź w piątek,po lekcjach. - Poprosił.
-Dobrze. - Zgodziłam się po długiej chwili namysłu.Pan Owson posłał mi szczery uśmiech i ominął mnie,idąc w głąb korytarza.Skarciłam się w myślach.Nie bardzo chciałam iść na te korepetycje,ale już nia miałam niestety odwrotu.Po lekcjach zadzwoniłam do Zay'na,ale nikt nie odebrał.Wchodząc do domu zastałam mamę,która krzątała się po kuchni.
-Hej. - Przywitałam ją.
-Cześć kochanie. - Posłała mi uśmiech. - Jak w szkole?
-W porządku.Nic nowego - Odparłam.Mama wyjeła z lodówki miskę. - Co robisz?
-Sałatkę.Jutro twój brat ma urodziny.Zapomniałaś? - Położyła miskę na blat kuchenny.
-O Boże.Zapomniałam. - Zdałam sobie sprawę.
-Cóż...Luke z pewnością też nie pamięta o twoich. - Zmierzyła mnie wzrokiem.
-Każdemu się może zdarzyć. - Wytłumaczyłam się i usiadłam przy blacie.
-Oczywiście,że tak. - Przyznała mama i doprawiła sałatkę. - Jutro chcę zrobić imprezę urodzinową dla Luk'a.Będzie cudownie. - Mówiła z entuzjazmem.
-W piątkowy wieczór? Nie dam rady ci pomóc.Korepetycje. - Wzruszyłam ramionami.
-Szkoła jest ważna,więc rozumiem kochanie. - Mama ucałowała moje czoło. - W tym roku zdasz.Nie chcę widzieć innej opcji.Tak?
-Pewnie tak.Nie mam wyboru,mamo - Wymamrotałam.
-Jesteś głodna? W lodówce jest zupa. - Oznajmiła wkładając spowrotem sałatkę do lodówki.
-Nie.Wychodzisz gdzieś? - Przeczułam,że chyba się gdzieś śpieszy.
-Tak.Idę z Jack'iem na kolację. - Narzuciła na siebie lekki płaszczyk.
-Miłego wieczoru. - Powiedziałam niezbyt szczerze.
-Dziękuje Clarie. - Kupiła to i zadowolona opuściła kuchnię,wychodząc z domu.Zmęczona poszłam pod prysznic,a z niego od razu do łóżka,gdzie odpłynęłam w krainę morfeusza.
Rano pierwszym przedmiotem jaki miałam,była chemia.Wszyscy już siedzieli w ławkach,czekając aż zjawi się nauczyciel.Owson jak już zdążyłam zauważyć,zazwyczaj się spóźniał.Modliłam się,żeby nie brał mnie dzisiaj do tablicy,bo nic niestety nie powtórzyłam z ostatniej lekcji,a dostanie jedynki,to chyba najlepsza opcja na popsucie mi humoru,który wcale nie był aż taki najgorszy,jak mogło się zdawać.Owson wszedł do klasy i od razu zapisał temat na tablicy.Lekcja minęła w zaskakującym tempie szybko.Spakowałam książki i poczekałam,aż wszyscy opuszczą klasę.Gdy tak się stało,w końcu się odezwałam.
-Panie Owson? Ja...
-Oh,Clarie.Tak? - Patrzył na mnie uważnie.
-Chciałam tylko adres.Nie wiem,gdzie pan mieszka,a dziś miałam...
-Jasne. - Powiedział i nie pozwolił dokończyć mi zdania. - To mój numer telefonu. - Podał mi karteczkę,na której był wypisany numer telefonu. - Napisz mi,a ja wyślę ci adres sms'em.
-No dobrze. - Przytaknęłam.
-Cieszę się,że mogę ci pomóc. - Wyznał.
-Dziękuje. - Szepnęłam i powoli wycofałam się do drzwi.Owson miał w sobie coś,co przyciągało dziewczyny.Ciekawe,czy zdawał sobie sprawę z tego,jak na nie działał.
Wcisnęłam dzwonek do drzwi,spokojnie czekając aż Pan Owson mi otworzy.Jego dom chociaż nie był ogromny,to był bardzo ładnie urządzony.Dom wykonany był z cekły.Okna były krosnowe i białe.Drzwi niezbyt duże,ale drewniane,pomalowane również na kolor biały.
-Witaj Clarie. - Przywittał mnie po otwarciu drzwi.
-Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się nieśmiało,a Pan owson zaprosił mnie do środka.
-Miałbym do ciebie gorącą prośbę. - Zaczął,gdy tylko zamknął za nami frontowe drzwi.
-Jaką? - Popatrzyłam na niego.
-Chciałbym,żebyśmy byli na "Ty".Byłoby raźniej,nie sądzisz?
-Jeśli Panu to nie przeszkadza,to...
-Nathan. - Podał mi ręke. Spojrzałam w jego niebiesko-szare oczy.Dopiero teraz,zdałam sobie sprawę,że ich odcień jest przepiękny.Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłam?
-Clarie. - Odwzajemniłam uścisk ręki,zauważając,że Nathan również patrzy uważnie w moje oczy.
-Więc...Zapraszam do salonu. - Powiedział,gdy nasze dłonie wciąż były połączone w uścisku.
-Tak,to...Dobry pomysł. - Wyswobodziłam swoją rękę z jego uścisku,a następnie podążyłam za nim w głąb salonu.Jego ściany były pomalowane na szaro niebieski.Posiadał dwie, białe,skórzane kanapy.Na ścianie wisiał trzy razy większy niż u mnie w domu telewizor plazmowy, a pod nim znajdowała się konsola do gry.Moją uwagę przykuł przytulny kominek w którym był rozpalony ogień.Dawał miłe,kojące ciepło,które aż kusiło,by usiąść bliżej.
-Przytulnie tu. - Skwitowałam z nieśmiałym uśmiechem.
-Owszem. - Usiadł na jednej z kanap i otworzył książkę z chemii.Dołączyłam do niego,czując,że nauka wcale nie będzie taka tragiczna,jak mi się wcześniej zdawało.
Dwie godziny zleciały w błyskawicznym tempie.Narzuciłam na siebie swteter i po wzięciu torby,powędrowałam do wyjścia.Oczywiście,Nathan zrobił to samo.Odprowadził mnie.
-Widzisz? Chemia jednak nie jest taka zła,jak myślałaś. - Stwierdził.
-A ty jednak,umiesz uczyć. - Posłałam mu znaczący uśmiech.
-Cieszę się,że mogę ci pomóc. - Przyznał po chwili ciszy.
-Dziękuje. - Szepnęłam. - Do zobaczenia.
Około 18 byłam już w domu.Mama i Jack byli w kuchni z której wydobywały się smakowite zapachy.Powiesiłam kurtkę na wieszaku i powoli weszłam do pomieszczenia.
-Hej. - Rzuciłam do nich.
-Cześć skarbie. - Mama wyjęła z piekarnika upieczonego już kurczaka.Na blatach kuchennych znajdowało się mnóstwo potraw i przekąsek.Oczywiście nie zabrakło też pizzy,którą mój brat uwielbiał.Krewetki,trzy dość duże zapiekanki,sałatki,frytki,typowo amerykańskie burgery.Mama i Jack się naprawdę postarali z tą imprezą urodzinową.
-Wow,ile jedzenia. - Skwitowałam nieco zdziwiona.
-Zaprosiłem jego połowę znajomych. - Przyznał się Jack. - Zasłużył chłopak.
-Oj tak.Clarie,idź się przebierz w coś ładnego. - Poprosiła mama. - Niebawem przyjdą goście.
-Jasne,a gdzie Luke?
-Jakieś trzy godziny temu wyszedł do Zayn'a.Pewnie przyjdzie z nim. - Powiedziała z satysfakcją.Szybko ulotniłam się na górę do swojego pokoju.Nie rozmawiałam z Zayn'em,a powinnam była.Zasługiwał na moje wyjaśnienia.Wzięłam szybki prysznic,a potem ubrałam niedawno kupioną żółtą sukienkę.Włosy dobrze wyczesałam i pozostawiłam w rozpusczeniu.Umyłam zęby,przemyłam twarz i zrobiłam lekki makijaż.Zakołysałam delikatnie spodem mojej białej sukienki, a dłońmi przejechałam po jej fakturze, aby wygładzić kilka wygnieceń. Obróciłam się przodem do wielkiego lustra i zobaczyłam dziewczynę o długich, falowanych włosach z nieprzesadzonym makijażem.
-Gotowa? - Zapytał Gabriel,pojawiający się w zwierciadle.
-Tak.Chyba. - Szepnęłam obracając swoją postać do towarzysza.
-Dziś możesz z nim porozmawiać.Właśnie przyjechał. - Poinformował mnie.
Kiedy zeszłam na dół zorientowałam się,że kilkanaście znajomych brata już znajdowało się w naszym domu.Luke też już był,a wraz z nim Zayn.Muzyka leciała w tle i było słychać odgłosy poszczególnych rozmów oraz śmiechów.Do salonu wjechał właśnie urodzinowy tort,który przywiózł Jack,wyglądał bardzo smakowicie,no i paliły się na nim świeczki.
-Wszystkiego najlepszego! - Krzyknął Jack wraz z mamą.Wszyscy od razu zaczęli śpiewać mu słynne,"Happy birthday to you".Luke był pod wrażeniem i nie ukrywał radości.Stałam przy łuku wejściowym do salonu i obserwowałam bacznie rozpromieniowanego Zayn'a,błagając o to,żeby złapał ze mną kontakt wzrokowy.Wszyscy zaczęli składać mojemu bratu życzenia,stanęłam w kolejce,by dołączyć do reszty.
-Najlepszego braciszku. - Uśmiechnęłam się,gdy w końcu nadeszła moja kolej.
-Wow,siostra! Wyglądasz pięknie. - Zlustrował mnie wzrokiem. - Chodź tu. - Przyciągnął mnie i zamknął w uścisku swoich muskularnych ramion. - Ktoś o ciebie pytał. - Szepnął mi.
-Kto? - Zapytałam,gdy oderwaliśmy się od siebie.
-Zayn.Nie wiem czemu,ale chciał z tobą pogadać. - Wyznał. - Czeka w holu.
-Dzięki,że mi powiedziałeś. - Wymamrotałam.
-Clarie...
-I nie pytaj,dlaczego muszę z nim porozmawiać. - Wtrąciłam. - Bo...Muszę. - Przyznałam.
-Kiedyś mi o tym opowiesz,prawda? - Popatrzył na mnie nieco rozbawiony.
-Z pewnością. - I odwróciłam się idąc od razu w stronę holu.Serce biło mi coraz szybciej.Zatrzymałam się w holu.Przed moimi oczami widać było postać Zayn'a,który słysząc stukot moich szpilek,od razu się odwrócił,a ja mogłam ujrzeć jego twarz.
Chłopak miał na sobie szary smoking.Pierwszy raz widziałam go w takim wydaniu,prezentował się,naprawdę...Idealnie. - Cześć. - Szepnęłam.
-Hej,Clarie. - Odpowiedział po chwili.Zmierzył mnie od stóp do czubka głowy. - Pięknie wyglądasz,ale...Chyba nie muszę ci tego mówić.Doskonale o tym wiesz.
-Dziękuje. - Uśmiechnęłam się lekko.
-Ja...Chciałem cię przeprosić.Nie powinienem był wtedy...
-Zayn...To ja chciałam...
-Nie,Clarie. - Przerwał mi. - Nie powinienem był całować siostry mojego kumpla.To był błąd,a ja rozumiem...Że właśnie przez to,jesteś na mnie zła.Nie chciałem,żeby tak wyszło.
-Nie jestem na ciebie zła. - Pokręciłam głową.
-Nie? - Zawiesił swój wzrok na mnie i pokonał dystans jaki nas dzielił,chwytając moje obie ręce.
-Nie jestem,Zayn. - Powtórzyłam. - Możemy o tym zapomnieć?
-O pocałunku? Nigdy. - Zaprzeczył.
-A o tym,że byłam w ogóle na ciebie zła?
-Możemy. - Uśmiechnął się blado. - Jesteś dla mnie ważna.Jesteś jak siostra,Clarie.
-Jak siostra? - Zmarszczyłam lekko brwi.
-Clarie...
-Nie podobam ci się? - Zapytałam.
-Podobasz,ale...Jesteś ostatnią osobą,jaką mógłbym zranić. - Szepnął patrząc mi w oczy.
-Nie...Zayn,nie mów tak. - Pokręciłam głową.Czułam ścisk w żołądku.
-Za trzy dni wyjeżdżam do Europy.To nie miało by racji bytu. - Wyjaśnił łagodnie,ale i tak bolało.W momencie,gdy zaczynałam coś do niego czuć,w momencie,gdy zaczynałam rozumieć,on wyjeżdzał? Miałam go stracić bezpowrotnie? Dlaczego los znowu strzelał do mnie?
-Zayn... - Szepnęłam czując,że łzy cisną mi się do oczu.Wiedziałam,że go tracę i,że jestem bezsilna.Najgorsze w tym wszystkim,była świadomość,że po części,to była moja wina.Gdybym od razu to wyjaśniła? Być może wszystko potoczyło by się inaczej.
-Clarie?...
-Na jak długo tam jedziesz? - Zapytałam przybitym tonem.
-Wystarczająco długo,byś mnie zdążyła zapomnieć.
____________________________________________________________________________________________________________________
Komentarze
Prześlij komentarz