Rozdział Czwarty: "Jestem pod jego nadzorem."

Od kilku minut wsłuchiwałam się zza rogu gabinetu mamy,w rozmowę, jaką prowadziła z swoim partnerem Jack'iem.Mama z zawodu była chirurgiem,więc często nie bywła w domu,a większość czasu,starała się poświęcać swojemu partnerowi.Często zadawałam sobie pytanie,dlaczego wciąż z nim jest. Jack nie traktował jej poważnie,prawdę mówiąc,odnosiłam wrażenie,że nigdy nie miał wobec niej czystych intencji.Być może miał w tym wszystkim ,jakiś swój ukryty cel? Nigdy nie przepadałam za nim.
-Powinniśmy wyjechać. - Powtórzył. - To tylko kilka dni.
-Nie mogę.Muszę jechać w tym tygodniu do lekarza z Clarie. - Odmówiła niechętnie.
-Niech Luke z nią pójdzie. - Pochylił się nad blatem biurka,opierając duże dłonie o jego krawędź. - Jesteś chirurgiem,znasz wiele osób w dziedzinie medycyny.Wymyśl coś. - Kusił.
-Kochanie,innym razem. - Odparła łagodnie.
-Ona nie potrzebuje niańki. - Stwierdził. - Poza tym...Przez głupie badanie krwi,rezygnujemy z wyjazdu do Los Angeles.Świetnie. - Skomentował z lekką irytacją.
-To chyba może zaczekać,prawda? - Odchyliła się na oparcie fotela.
-Jak zwykle. - Mruknął niezadowolony.
-Oh,no dobra. - Odezwała się po chwili milczenia. - Nie chcę kłótni.Wymyślę coś.Może faktycznie poproszę Luk'a by z nią pojechał. - Powiedziała wstając od biurka. - Pójdę zrobić kawy,napijesz się? - Spytała go,a ja po cichu ulotniłam się do pokoju.Nie mogłam uwierzyć w to,że kolejny raz,wybrała jego,a nie mnie.Była szczęśliwa i naprawdę cieszyło mnie to,ale czasami czułam się odtrącona na drugi plan.Odkąd związała się z tym gościem,w ogóle już mnie nie zauważa i nawet nie pyta,jak minął mi dzień.Jack nie był zadowolony,że być może kiedyś, będzie naszym ojczymem.Mam dziwne odczucie,że najchętniej, to by się pozbył mnie i Luk'a.Uda mu się,ze mną...Ponieważ,gdy zniknę? Będzie miał spokój.Jack Ford był mężczyzną pokroju podrywacza i zdobywcy.Przystojny,pieniędzy mu nie brakowało,a w dodatku owinął sobie moją mamę w okół palca.Miałam wielką nadzieję,że nie skrzywdzi jej.
Gdyby Tata żył....Być może wszystko ,byłoby inaczej.Być może...Nie straciłabym sensu życia.

W kuchni zastałam Ojca.Na blacie leżały różne produkty - warzywa,mięso i makaron.Uwielbiał gotować,pomimo tego, że z zawodu był architeketem wnętrz,starał się poświęcać czas,swej pasji.
-Co dobrego gotujesz,tym razem? - Zapytałam przyglądając mu się.Miał na sobie swój ulubiony fartuch kucharski.Wyglądał w nim jak zwykle dobrze.
-Yh chcę zrobić burrito z mięsem mielonym.Twoja mama je uwielbia,a mamy dziś kolejną rocznicę. - Pochwalił się zadowolony. - Jak było w szkole? 
-W porządku.Pomóc ci z kolacją? 
-Jeśli masz ochotę.Dodaj tutaj przecier pomidorowy. - Poprosił,a ja wykonałam to,
-To niespodzianka? 
-Oczywiście,nic jej nie powiesz,prawda? - Roześmiał się krótko.
-Nie pisnę ani słowa. - Uśmiechnęłam się szeroko.
-Mama zasługuje na wszystko,co najlepsze. - Oświadczył bez namysłu,mieszając sos w garnku.
-Musisz mnie nauczyć,dobrze gotować. - Oświadczyłam.
-Córcia,jestem pewny,że odziedziczyłaś to po mnie. - Zaśmiał się.
-Przekonamy się. - Rzuciłam ciepło pomagając wciąż tacie.Wieczorem pojawiła się mama.Luke już zdążył się zmyć jakąś godzinę temu,przyszła pora na mnie.Zerknęłam z wymalowaną radością na swoich rodziców.Moja rodzicielka była zachwycona kolacją ojca.Uściskała go mocno,wręczając mu do dłoni jakieś małe pudełeczko.Pewnie był to prezent,z okazji ich którejś rocznicy ślubu.Dałam ojcu komunikat,że wychodzę z domu i dość szybko im zniknęłam z widoku.Moi rodzicie byli szczęśliwymi małżonkami.Prawie nigdy się nie kłócili.Na pierwszu rzut oka,moża było spokojnie uznać,że byliśmy przykładem idealnej rodziny.Noc miałam przenocować u Amy.Była moją najlepszą przyjaciółką.Znałyśmy się tak naprawdę od przedszkola,a nasze obie mamy pracowały razem w szpitalu,więc momentami czułam,jakbyśmy były siostrami.Były kłótnie i spory,ale zawsze wychodziłyśmy z nich.Po prostu,coś zawsze nas łączyło spowrotem,jakby nasza przyjaźń,miała trwać na zawsze.Jakby była niezniszczalna.


Donośnie pukanie do drzwi mojego pokoju,wyrwało mnie z zamyślenia.
-Proszę. - Wydobyłam z siebie.Gdy drzwi się uchyliły,zobaczyłam moją mamę.
-Kochanie. - Jej twarz nabrała współczucia. - Miałam jechać z tobą w tym tygodniu...
-Mamo. - Przerwałam jej. - Jeśli nie możesz,to rozumiem. - Rzekłam z automatu.
-Naprawdę? - Zdziwiła się. - Mam najwspanialszą córcię na świecie. - Uznała z zachwytem.
-W porządku. - Wymusiłam uśmiech.
-Luke z tobą pojedzie.Powiem mu. - Zakomunikowała posyłając mi szybki uśmiech.
-Jasne. - Zgodziłam się.
-Świetnie. - Wyciagnęła studolarowy banknot i wręczyła mi go w moją dłoń. - Kupisz sobie coś,dobrze? - To wyglądało, jakby czuła się winna,jakby chciała w pewien sposób mnie przekupić,bym nie czuła się źle z tym,że tak się stało,że kolejny raz,wybrała swojego partnera,a nie swoją jedyną córkę.Może źle ją odbierałam? Może akurat miała dobre intecje.
-Mamo,nie musisz mi dawać tych...
-Po prostu weź. - Nalegała. - Przydadzą ci się,kochanie.
-No dobrze.Dziękuje. - Uściskałam ją niepewnie.
-Mądra dziewczynka. - Pogłaskała mnie po włosach,a potem wstała i opuściła moje cztery ściany.Westchnęłam ciężko i skierowałam się po swoją czarną skórzaną torebkę,w której miałam schowany portfel.Włożyłam do niego banknot,przypominając sobie,że niegdyś kieszonkowe,nabywałam od ojca.Kochanego ojca,który zginął przez innego kierowcę.


W szkole był organizowany bal charetatywny.Szykowałam się,tak naprawdę, byłam już gotowa.Mama jakieś pół godziny temu zrobiła mi makijaż.Jako trzynastolatka,nie mogłam się malować,więc bardzo się ucieszyłam,gdy mama wyraziła zgodę na lekki make up.Moje włosy były upięte,być może to egoistyczne,ale wyglądałam oszałamiająco.Amy i Chris również,mieli pojawić się na balu,co mnie bardzo cieszyło.Uwielbiałam spędzać z nimi czas,świetnie się dogadywaliśmy.Wszyscy mieliśmy po trzynaście lat,ten sam rocznik,lecz nieco odmienne charaktery.Chris był szalony i nieco pochopny,a Amy była nieuleczalną romantyczką,która uparcie marzyła o księciu na białym koniu.Pomimo różnic,wzajemnie lubiliśmy się.
-Wow,wyglądasz olśniewająco. - Przyznał ojciec przyglądając mi się z zachwytem.
-Dziękuje tato. - Wyszczerzyłam w jego stronę serdeczny uśmiech.
-O której cię zawieźć? - Spytał wchodząc w głąb mojego pokoju.
-Za godzinę,wszystko się zaczyna. - Poinformowałam. - Może pojedziemy za 30 mninut? 
-Dobrze się składa.Podjadę szybko na stację paliw i wrócę tu po ciebie.Okey?
-Tylko błagam,nie spóźnij się.Nie chcę wejść jako ostatnia. - Rzuciłam mu obawiające spojrzenie.
-Dowiozę księżniczkę na czas. - Zaśmiał się i ucałował czubek mojej głowy. - Kocham cię.
-Ja też cie kocham,Tato. - Odparłam spokojnie.
-Mam coś dla ciebie. - Wyciagnął z kieszeni swoich spodni,małe pudełeczko.Mój Tata uwielbiał kupować mi biżuterie.Robił to bardzo często.Miałam swoją małą kolekcję. - To naszyjnik.Podobał się,prawda? - Wręczył w moją ręke pudełko,które natychmiast otworzyłam.Moje oczy zobaczyły piękny naszyjnik,z prawdziwym diamentem w środku.Kilka tygodni temu,oglądaliśmy go,gdy byliśmy rodzinnie na zakupach.Nawet mamie się podobał,ale ja zachwycałam się nim najbardziej,pewnie dlatego, Ojciec zdołał mi go kupić.
-Tato,jest przepiękny. - Wzdychnęłam zadowolona.Podarunek mojego rodzica,zrobił na mnie ogromne wrażenie. - Dziękuje,jest naprawdę cudowny. - Wyznałam zgodnie z prawdą.
-Ale ty jesteś jeszcze piękniejsza. - Szepnął z szczerym uśmiechem. - Założyć ci go na szyję?
-Tak. - Skinęłam.Ojciec założył mi ostrożnie naszyjnik, a potem przez chwilę patrzył na mnie z rozpromienionym wyrazem twarzy. - No co? Mogę tak iść na bal? - Zapytałam kołysząc spodem swojej sukienki,siegającej do połowy uda.Jej kolor był biały,natomiast buty,na niezbyt wysokim obcasie,miały odcień beżu.Kreacja była na ramiączkach,a naszyjnik dodawał jej uroku.
-Jestem na tak. - Powiedział, powoli wycofując się z pokoju. - Skoczę na stację paliw. - Rzucił ostatni raz i wyszedł z mojej sypialni.Nie sądziłam,że był to moment,w którym widzieliśmy się poraz ostatni.Kiedy minęło ponad trzydzieści minut,zaczęłam do niego wydzwaniać,ale włączała się poczta.Coś nie grało.Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.Zobaczyłam mamę w kuchni,która rozmawiała przez telefon.Jej twarz poczerwieniała od płaczu.Co się stało,że płakała?
-Mój Boże... - Szepnęła. - To niemożliwe. - Łzy leciały jej po policzkach. - Zaraz tam będe.
-Mamo...? - Mama szybko wybiegła z domu.Płakała.Wyszłam zaniepokojona za nią i dostrzegłam,że wchodzi do samochodu. - Mamo,co się dzieje? Dokąd jedziesz? - Zawołałam,ale nie uzyskałam odpowiedzi.Rodzicielka odjechała autem.Nie znając powodu jej zachowania,wróciłam do domu.Byłam spóżniona na bal i było mi tak bardzo przykro,że ojciec zapomniał o tym,by zawieźć mnie na czas.Chwyciłam telefon do ręki, wybierając jego numer.Włączyła się poczta.Zdobyłam się na nagranie mu wiadomości,niech wie,że zawalił.
-Tato,gdzie jesteś? Jestem już spóźniona,a mama gdzieś pojechała.Nie mam się jak dostać na bal. - Wyrzuciłam oskarżycielskim tonem. - Obiecałeś...Czemu mnie okłamałeś? - Spytałam zbulwersowana. - Obiecałeś. - Powtórzyłam z żalem w głosie. - Proszę,oddzwoń i pośpiesz się.Mimo,że jestem spóźniona,chce nadal być na tym balu. - Oświadczyłam nieco łagodniejszym tonem. - Nie wiem co się dzieje.Proszę...Ten bal jest dla mnie ważny. - Szepnęłam zakańczając nagrywanie wiadomości głosowej.Odłożyłam telefon na stoliczek w salonie,siadając zniecierpliwiona na kanapie.Minęło kolejne trzydzieści minut.Do domu weszła mama z wujkiem Ben'em,który był bratem ojca.Moja rodzicielka płakała,zerwałam się z kanapy,próbując w ekspresyjnym tempie,dowiedzieć co się stało.
-Clarie... - Zaczął drżącym głosem wujek. 
-Dzwoniłam przed chwilą do taty,ale nie odbiera.Jestem spóźniona na bal. - Poskarżyłam się,a mama uniosła się jeszcze większym płaczem. - Mamo,czemu płaczesz? Co się stało?
-Twój Tata...Nie zobaczysz go już,kochanie. - Wyznał z zaszklanionymi oczami.
-Co...? - Poczułam jakby ktoś zatrzymał czas.Mama z płaczem kucnęła przy mnie i chwyciła moje oba nadgarstki. - Mamo... Nie mów tego. - Pokręciłam głową,a moje ciało zaczęło się trząść.
-Kochanie... - Wyszlochała z trudem. - Tata...
-Nie. - Zaczęłam po kilku sekundach płakać. - Nie mów tego! - Spanikowałam,a mama szybko zamknęła mnie w żelaznym uścisku,mocno przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej.
-Nie powiem. - Zapewniła z płaczem. - Nie powiem. - Powtórzyła szlochając.Nie musiała mówić,byłam na tyle duża,że zrozumiałam wszystko.Tata odszedł.Umarł.Po prostu,był martwy.

Tata zostawił dla mnie i Luk'a list.Każde z nas miało osobną kartkę i inne treści,które miały do nas trafić.Listy mieliśmy otrzymać w dniu 21 urodzin,lecz mama dała nam je wcześniej.
Westchnęłam głęboko,rozkładając złożoną kartkę.Powoli zaczęłam czytać,któryś setny raz już,wiadomość od ojca.

Kochana Clarie! 

Jeśli to czytasz,to najprawdopodoniej masz już ukończone dwadzieścia jeden lat.Jesteś już pewnie dorosłą i dojrzałą kobietą,nie dziewczynką.Na żywo nie zdołałbym Ci powiedzieć,tego wszystkiego,co mogę tutaj napisać.Dlatego uznałem,że to będzie dobry pomysł,by dać moim ukochanym dzieciom list,w którym chcę opisać,jak bardzo dumnym jestem Ojcem.Clarie,jesteś inna niż twój brat Luke,ale to nie oznacza,że gorsza.Każdy ma w sobie coś wyjątkowego.Czy wiesz,że pierwsze słowo jakie wypowiedziałaś,było moje imię? Nawet nie masz pojęcia,jaką radość czułem,w momencie gdy je wypowiedziałaś.Zawsze byłaś moją małą córeczką,a ja każdego dnia dziękowałem Twojej mamie,za danie mi najlepszych dwóch prezentów,którym byłaś ty i Luke.Moje życie nie było kolorowe.Twój zmarły już dziadek - Mój ojciec....Był alkoholikiem.Bił moją matkę,a czasem i mnie.Mówił mi tak wiele razy,że nic nie osiągnę,że zostanę "nikim". Powtarzał to tak często,że w końcu zacząłem sam w to wierzyć.Gdy poznałem twoją waszą matkę,nie mogłem uwierzyć swojemu szczęściu,ponieważ wszystko,co usłyszałem za dziecka od Ojca,było kłamstwem.Skończyłem dobre studia,znalazłem pracę,wziąłem ślub z waszą piękną rodzicielką i założyliśmy szybko rodzinę.Uwierzyłem w siebie,to był klucz do mojego sukcesu.Pragnę byś i ty,zawsze wiedziała,że oboje z Mamą wierzymy w Ciebie.Tak samo jak i w Luk'a.Kochamy was całym sercem.Jeśli kiedykolwiek,zwątpisz w siebie,my zawsze będziemy wsparciem.Nie odwrócimy się od was,od naszych jedynych dzieci,które kochamy ponad życie.Clarie?Chcę,żebyś była świadoma tego,iż jesteś wartościową osobą.Możesz więcej,niż ci się wydaje.Uśmiechaj się,korzystaj z życia,nie przestawaj marzyć,nie zatrzymuj się,idź do przodu,nie oglądając się wstecz.Życie to najpiękniejszy dar,jaki można otrzymać bezinteresownie.Po prostu go dostajesz.Dlatego tak ważne jest,by mieć szacunek do swojego życia.Wiem,że życie czasem potrafi być do bani,ale sęk w tym,by się nie poddawać.Obiecaj mi,że przeżyjesz je,najlepiej jak umiesz.Nawet jeżeli będzie źle,nie poddawaj się i walcz o swoje.Nigdy nie rezygnuj z celu,kochanie.Bądź dobra dla innych i odważna.Staraj się nie ranić ,a jeśli ktoś będzie ranił Ciebie,zrób na przekór i podaruj mu dobroć.W ten sposób pokażesz,że można inaczej.Wierze w Ciebie.Zawsze będe.


Kochający i dumny
Tata

List czytałam wiele razy.Był motywujący,ale nie tak bardzo,by zatrzymać mnie przy życiu.Nikt mnie nie zrozumie.Nikt nie potrafiłby pojąć,dlaczego nie chcę żyć.Nie mam przecież powodów.Ja nie widzę sensu w żadnej rzeczy.Czasami mam poczucie,że nie jestem tutaj nikomu potrzebna,a może właśnie...To jest powód? Może przez to,że nie czuje się potrzebna,coś sprawia,że nie czuje obecności życia.
-Clarie. - Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Gabriela.Uniosłam głowę,orientując się,że stoi tuż przede mną.
-To znowu ty. - Jęknęłam trochę niezadowolona.
-Dlaczego jesteś smutna? - Zapytał patrząc mi na ręcę,w których trzymałam list Ojca.
-Wiesz doskonale. - Wycedziłam apatycznie.
-To prawda.Wiem - Potwierdził.
-Gabriel...Ja nie zdążyłam. - Szępnęłam. - Nie zdążyłam pożegnać się z Tatą. - Wyznałam.
-Wiem o tym. - Przytaknął,jakby to było dla niego oczywiste.
-Nie zdążyłam. - Powiedziałam smętnie patrząc na Gabriela,który milczał.
-Świetnie,bo przecież się zobaczycie.Nie potrzebne wam "Pożegnanie". - Uśmiechnął się.
-Ta,pieprzysz jak potłuczony. - Mruknęłam niezadowolona pod nosem,a Gabriel się skrzywił.
-Nie rozumiem drugiego słowa.To jakiś inny język? - Zapytał głupio.
-To przekleństwo. - Wycedziłam z lekkim gniewem.
-Nie znam. - Pokręcił automatycznie głową,a ja podniosłam się z łóżka.
-Idę do baru na hamburgera.Nie waż się iść za mną. - Ostrzegłam stanowczym tonem opuszczając pokój.Wrzuciłam na siebie czarny płaszczyk,nie komunikując nikomu z domowników,że wychodzę z domu.Obrałam kierunek baru,do którego czasem udawałam się na jakiegoś fast-fooda.Zazwyczaj spotykałam się tam z Amy i Chris'em,teraz? Wygląda na to,że posiedzę tam sama z sobą.Znalazłszy się w barze,od razu złożyłam zamówienie na jednego hamburgera i cole,po czym udałam się zająć miejsce,przy jednym z  stolików.
-Proszę,twoje zamówienie. - Uśmiechnęła się do mnie blond włosa kelnerka,kładąc na stoliczek tacę z hamburgerem i colą.Wyglądała jakby była po trzydziestce.Może będzie na tyle miła,że sprzeda mi jakiś alkohol.Jeśli alkohol pomaga,to może spróbuje,tego magicznego sposobu.Czuje,że muszę się napić,by rozładować chociaż trochę swoje emocje.
-I jeszcze...Czy mogłabym zamówić małe piwo? - Starałam się brzmieć poważnie.
-Słucham? - Zmarszczyła delikatnie czoło. - A masz ukończone 21 lat?
-Nie. - Pokręciłam głową. - Ale...Przecież to tylko małe piwo. - Wzruszyłam ramionami,bagatelizując zasady,jakich powinnam przestrzegać.
-Poczekaj chwilę.Zaraz wrócę. - Kelnerka posłała mi niepewny wyraz twarzy i odeszła od mojego stolika.Uśmiechnęłam się lekko.Ktoś w końcu zaczął traktować mnie poważnie. - Pytałam szefa,ale kategorycznie zabronił. - Powiedziała nieco zawiedziona,pojawiając się po chwili. - Nie możemy ci sprzedać alkoholu. - Posłałałam kobiecie kamienne spojrzenie,a ona automatycznie zniknęła mi z widoku.Siedziałam tam jeszcze przez krótką chwilę,czując się obserwowana.Odwróciłam ostrożnie głowę,a kątem oka dostrzegłam Gabriela,który siedział przy barze i rozmawiał z kelnerką.To była dokłanie ta sama kobieta,która chwilę temu,nie chciała mi sprzedać alkoholu.Zmarszczyłam czoło,a widząc ten triumfalny uśmieszek Gabriela,zrozumiałam,że maczał palce w tym,aby nie sprzedano mi alkoholu.
Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić wściekłość.Więc? Wygląda na to,że Gabriel będzie się zachowywał ,jakbym była jego dzieckiem,jego własnością o którą,musi dbać,której musi pilnować.I nie przyznam,że to mi się podoba.Jestem pod jego nadzorem.

__________________________________________________________________________________________________________________































































Komentarze